„Słyszałem, że świat jest piękny” – rzekł niewidomy. Podobno – odpowiedział widzący.” – Stanisław Lec
Historie z podróży pełne są opowieści o bezinteresownej pomocy, której doświadczyliśmy, o tym, że żyjący w ubóstwie człowiek potrafił podzielić się z nami wszystkim co posiadał. Skoro takich ludzi na swojej drodze spotykamy to może warto samemu wychodzić z inicjatywą bezinteresownej pomocy?
Podczas 11. Festiwalu „Trzy żywioły” w Krakowie, Kapituła Żywiołów przekazała na moje ręce główną nagrodę w kategorii „PODRÓŻ ROKU” za wyprawę, której celem było wybudowanie szkoły w Bundoli, która nie widnieje na mapie świata. Projekt „Budujemy szkołę w Ghanie” nie polegał tylko na budowie szkoły. Budynek nie nauczy dzieci pisać ani czytać, ale szkoła jest podstawą i filarem dalszych działań. Udało się zrobić znacznie więcej.
Szkoła funkcjonuje i pracuje w niej miejscowy nauczyciel. Obecnie czeka na wpis na listę szkół państwowych, dzięki czemu będzie wprowadzony program nauczania zgodny z ghańskimi wymaganiami systemu edukacji. Niestety procedury trwają dość długo. Na razie radzą sobie własnym sumptem, bo stałe uzależnienie od przekazywanej pomocy nie jest też dobrym rozwiązaniem.
Ze łzami w oczach i łamiącym się głosem podziękowałam za wyróżnienie oraz wsparcie każdego, kto zaangażował się w akcję. Dla mnie jednak największą nagrodą był efekt pracy. Na żywiołowym dyplomie widnieje moje nazwisko, niemniej to wspólne dzieło wszystkich, którzy pomogli. Dziękowałam i raz jeszcze dziękuję w imieniu swoim, fundacji i mieszkańców wioski Bundoli, którzy wiedzieli, że to wszystko co udało się zrobić nie jest tylko moją zasługą ale pojedynczych osób i głównego sponsora, którzy powiedzieli: „pomożemy”. Dziękuję, bo uważam, że ludzie, którzy zrobili coś dobrego zasługują na to, by te słowa usłyszeć.
Mając świadomość, że wśród nominowanych do nagrody były osoby, które odbyły niesamowite podróże, spędziły kilka lat krążąc po świecie i przekraczając granice, których wydawałoby się, że przekroczyć się nie da, oczarowują swoją osobowością i odwagą – to jest to ogromne wyróżnienie. Tak samo jak od każdego z nominowanych podróżników wzięłam dla siebie garść inspiracji do dalszych wypraw, to mam nadzieje, że moje „podróżowanie z misją” również stanie się inspiracją dla innych.
Żywiołowa nagroda pojedzie z ze mną i afromedes do Ghany w grudniu 2014 roku i zostanie powieszona na szkolnej ścianie w Bundoli!
„Budujemy szkołę w Ghanie” to wspólna inicjatywa Fundacji Dzieci Afryki, ponadprzeciętnego zaangażowania polskiego misjonarza przebywającego w Ghanie – Mariusza Pacuły SVD oraz takie moje „małe dziecko” jako, że podjęłam się koordynowania całej akcji, powiedziałam, że uzbieram środki, pojadę do wioski i będę budować ją wraz z mieszkańcami. Nie robiłam tego dlatego, że ktoś mi to sugerował, z powodu nadwyżki urlopu lub pieniędzy, bo w praktyce kilkutygodniowy wyjazd wiązał się w wieloma wyrzeczeniami i zagrożeniami. Nie pojechałam sama dlatego, że lubię samotne podróże (szczególnie, że podczas mojej jedynej, samotnej podróży połamałam obie nogi). Pojechałam dlatego, że chciałam by wraz z budową szkoły – wzrastała świadomość edukacyjna mieszkańców. Chciałam, by wiedzieli, że ta pomoc nie jest anonimowa. Chciałam pokazać im możliwości, które się przed nimi pojawią. Nauczyć dzieci korzystania i dbania o to, co zostanie im podarowane i zademonstrować, że nauka może być mniej konwencjonalna. Jadąc do Bundoli chciałam też zostawić coś, czego nie da się kupić, nie da się przekazać na odległość: motywację, wsparcie i wiarę w to, że jeżeli mieszkańcy i ich dzieci będą chciały, to mogą zmienić swój los. Nie tworzyłam wizji cudownego, przyszłego świata, ale starałam się pokazać możliwości i zachęcić do edukacji.
Podobno każda podróż zmienia. Ta zmieniła mnie bez reszty, ale wiem, że zmieniła również wioskę i ułatwiła jej codzienne funkcjonowanie. Na własne oczy widziałam jak się rozwijała, otwierała na nowe możliwości. Cały czas pełna była również uśmiechu i radości, rozmów i zabaw, wyzwań i wsparcia. Akcja zmieniła również moje najbliższe otoczenie, osoby z którymi współpracuję, przyjaciół, bliskich, znajomych, rodzinę, które bardzo otworzyły się na działania prospołeczne. Sceptycy akcji charytatywnych – pytali mnie jak mogą pomóc, obce osoby pisały słowa wsparcia, przekazywały szkolne dary i pieniądze. Nie zabrakło jednak również tych, którzy podcinali skrzydła, negowali z założenia, a nie wnikliwej analizy, pomagali oczekując czegoś w zamian, ale na szczęście byli w mniejszości.
1.01.2013 rozpoczęła się zbiórka publiczna środków na budowę szkoły i wyposażenie dzieci w przybory. Głównym sponsorem tego kolorowego budynku został wydawca kwartalnika MiniLo&Aniela, który sam wyszedł z inicjatywą przekazania kwoty 20.000zł, a dzięki wszystkim osobom wielkich serc, które tak chętnie się zaangażowały udało się zebrać dodatkowo ponad dwa razy tyle – dzięki temu szkoła została pomalowana na kolorowo, pełna jest cytatów, inspirujących haseł. Dzieci mają przybory szkolne, plecaki, koszulki, światło w szkole!!! którego do tej pory nie było w wiosce oraz studnie z czystą wodą.
W miarę na bieżąco mam informacje o wiosce, szkole, dzieciach, które na stałe zamieszkały w mojej głowie i serduchu. Pozdrawiamy się wzajemnie przez „pośredników”. Najczęściej jest to możliwe dzięki Misjonarzowi ale wioskę odwiedziły również trzy niezwykłe wolontariuszki, które przekazały mi, że zostały niezwykle ciepło przyjęte i poczuły te same emocje, którymi ja dzieliłam się podczas pobytu.
Cieszę się, że w akcję zaangażowało się tyle osób. Jestem przeszczęśliwa, że dzięki niej dało się zainspirować ludzi do pomagania społeczności oddalonej o kilka tysięcy kilometrów. Mogę Was zapewnić, że ją docenili i korzystają z tego co zostało przekazane. Cieszę się również, że miałam okazję poznać wielu fantastycznych ludzi, którzy emanują filantropijną chęcią udzielenia pomocy, a swoim zachowaniem pokazali, że są wyjątkowi.
Moje refleksje po powrocie z Ghany…
Ludzie często oczekują, że będą ich spotykać w życiu dobre rzeczy. Ale dobre rzeczy mogą spotkać tylko wtedy, gdy na swojej drodze spotkamy dobrych ludzi. Czy jesteśmy zatem inicjatorami takich pozytywnych zdarzeń?
Pomoc nie zawsze musi oznaczać wielkie akcje i projekty. Ważne by była świadoma, przemyślana, wynikała z realnej potrzeby, angażowała lokalną społeczność i nie uczyła bezradności. To nie kolor skóry, ta sama narodowość czy miejsce urodzenia powinno być wyznacznikiem miejsca udzielenia pomocy, ale potrzeba i sytuacja. Czasami należy przemierzyć tysiące kilometrów, a czasami wystarczy obrócić głowę. Tylko od nas zależy czy wyciągniemy pomocną dłoń. Jeżeli jednak, będziemy uważać, że mamy zbyt mało, by się podzielić z drugim człowiekiem, to nigdy się o tym nie przekonamy. Nigdy nie jesteśmy tak biedni – by nie być w stanie się podzielić. Wystarczy chcieć.
I życzę, by Wam się chciało.
Ania Goworowska
Zainspiruj się: www.gowografia.worlpress.com
Strona fundacji: www.dzieciafryki.com
Comments